piątek, 8 lutego 2013

"Wrocławski Underground" MM7/89

W rok po Kormoranach wystartowała orkiestra Los Loveros, która jako jedyna, moim zdaniem, spośród szeroko reklamowanej wrocławskiej "młodej fali" ma szansę dołączyć do Mit Focha i Janerki. Chłopaki zaczęli ostro, bo od wspólnego koncertu z The Swans, z czym wiąże się anegdota. Na dzień przed koncertem Jankesów pojawili się w klubie "Pałacyk" i powiedzieli, że chcą zagrać jako support act. Organizatorzy początkowo wyrazili zgodę pod warunkiem, że zespół wpłaci dość wysoką kaucję pieniężną (!) Myśleli, że to skutecznie zniechęci "natrętów". Loverosi byli jednak zdecydowani na wszystko, aby tylko zagrać - nawet na zapłacenie kaucji. Kierownik klubu wycofał się wtedy z umowy i kategorycznie odmówił zgody na występ. Zbyszek Sawicki - lider kapeli udał się w tej sytuacji prosto do Michaela Gira: "Powiedziałem mu co gramy i że chcielibysmy wystapić przed nimi, a on na to, że go polska muzyka nie interesuje. Wtedy ja się go pytam: "co, pękasz kolego?" On się na mnie tak dziwnie spojrzał i powiedział, żeby mu puścić kasetę z naszą muzyką. Mamy taki jeden numer, w którym wokalista naśladuje trąbę. Puściliśmy mu to, a on słuchając jednym uchem - bardziej pro forma niż z autentycznego zainteresowania pyta się, tak od niechcenia, kto gra na trąbce. Zdenerwowałem się i kazałem mu słuchać uważnie, bo to nie jest żadna trąbka tylko wokal - i od razu usłyszałem: "w porządku - gracie". Przed samym koncertem wyniknął konflikt z kierownictwem klubu. bo nie chcieli nas wpuścić na scenę. Gira okazał się jednak okay i powiedział, że jak my nie wystąpimy, to oni też. No i zadebiutowaliśmy na jednym koncercie ze Swans." Los Loveros gra dość ciężką muzykę, którą mozna porównać do The Birthday Party czy Crime And The City Solution, choc sa w niej np. lekko swingujące fragmenty, które dodaja całości swobody i lekkości. Są to utwory właściwie do słuchania i to słuchania uważnego, gdyz w wypadku nie poświęcenia im całej swojej uwagi będą po prostu przeszkadzały i drażniły. Sporym atutem grupy jest wokalista, który posiada duże możliwości głosowe, a poza tym jest świetnym frontmanem, którego sposób spiewania i zachowania się na scenie przypomina momentami Toma Waitsa. Mankamentem sa za to mało spójne kompozycje, w których za dużo jest improwizacji,a za mało czystego zwartego grania. poza tym muzycy zdecydowanie za często wychodzą na scenę nadrinkowani (w ogóle zauważyłem, że wrocławscy muzycy - co jest niemal niemożliwe - pija więcej niż nich ich koledzy z innych miast), co dobija się potem na jakości koncertu. Arkadiusz Pragłowski